Blaski i cienie prapremiery
Na początku, wszystko szło zgodnie z planem. Z każdą kolejną wypowiedzianą przez aktorów kwestią dialogu wzrastała ekscytacja widowni, która coraz żywiej reagowała śmiechem i oklaskami na to, co działo się na scenie. Po 30 minutach spektaklu nastała jednak chwila konsternacji, bowiem w teatrze niespodziewanie zgasło światło. Z publiczności zaczęły dobiegać szepty, zastanawiano się, czy to celowy zabieg, czy też wpadka oświetleniowców. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział, że była to sprawka natury. Burza, która właśnie przechodziła nad Otwockiem odcięła prąd nie tylko w teatrze, ale w całej okolicy. Do końca pierwszego aktu, scena była doświetlana jednym reflektorem.
Jak się okazało, zaistniała sytuacja kompletnie nie przeszkodziła aktorom w graniu, wręcz przeciwnie – stała się bodźcem do improwizacji. A improwizacja to coś, na co publiczność czeka najbardziej. Kwestia wypowiedziana przez Dariusza Kordka, w spektaklu – rozdrażnionego męża, skierowana do terapeuty: -Przynajmniej mógłby pan zapalić światło! z pewnością nie była zapisana w scenariuszu. Widownia doceniła ten żart sytuacyjny burzą oklasków.
Drugi akt przebiegł już bez żadnych komplikacji. Światło nie zgasło nawet na sekundę, a zabawne zwroty akcji wywoływały salwy śmiechu. Drobne problemy techniczne nie przeszkodziły przybyłym w dobrej zabawie. Publiczność bardzo dobrze oceniła występ aktorskiego trio, o czym najlepiej świadczyły końcowe owacje na stojąco. „Cudowna terapia” okazała się więc skuteczną terapią śmiechem. Oby więcej takich w naszym teatrze!
MK/fot. MK
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj