„Wolność” w Trójmieście już w sobotę, a kiedy w naszym powiecie?
Metoda „na TVP” jest bardzo prosta i z drobną modyfikacją (choć nieświadomie) wykorzystują ją już restauratorzy. Zasada jest prosta: nie otwieramy lokalu, a przeprowadzamy w nim rejestrację programu telewizyjnego, internetowego czy radiowego. Nie zapraszamy gości, ale dajemy ogłoszenie o poszukiwaniu statystów do udziału w nagraniu. Ważne jest jednak to, aby zachować wszelkie środki ostrożności: maseczki, odkażanie całego lokalu, zachowanie dystansu…
Ten przepis na otwarcie lokalu to nie nasz redakcyjny wymysł. Rozwiązanie to powstało w akcie desperacji w głowach właścicieli świetnie prosperujących do września lokali, a teraz niemalże bankrutów.
-Mnie do motywu przewodniego sobotniego wydarzenia zainspirował pan Jacek Kurski, za co bardzo mu dziękuję. Sylwester Marzeń TVP był zgłoszony do prokuratury, sprawą zajmował się sanepid. Nie stwierdzono żadnego łamania prawa. Więc ja też, nie łamiąc prawa, zrobię taką samą imprezę – mówi Krzysztof Łukowicz, właściciel gdańskiego klubu „Wolność” i dodaje:
-Nasze koszty (lokal, pracownicy, towar, który się marnuje) to ok. 100 tys. złotych miesięcznie. Mam już trzech komorników na karku, bank wypowiedział kredyt na dom, zabrano m samochód i nie mam nawet czym dowozić dzieci do szkoły.
Nagranie odbędzie się już w najbliższą sobotę, 23 stycznia 2021 r. O ile oczywiście nie znajdzie się ktoś z władz, kto nakaże zablokować wejścia do lokalu np. kordonem policji.
Jak zaznacza właściciel, postarał się, aby lokal spełniał nawet najostrzejsze kryteria epidemiologiczne, dlatego też wyposażył go w jeden z najlepszych systemów do odkażania.
W naszym kraju działają również producenci tzw. bramek ultrafioletowych, przenośnych lub stałych, które służą do odkażania osób wchodzących do pomieszczeń.
Ale pan Krzysztof to nie jedyna osoba, która ma po prostu widok bankructwa swojego biznesu i upadłości konsumenckiej. Dziś w kilkunastu miastach w Polsce restauratorzy mieli otworzyć swoje lokale nawet pod groźbą kary, bo inaczej długi zmuszą ich do sprzedaży całego majątku.
Powiat otwocki – na razie tylko z dostawą.
Rozmawialiśmy z właścicielami naszych lokalnych pubów i restauracji. Wszyscy proszą o zachowanie anonimowości, u wszystkich nastroje również nie są zbyt dobre:
-Nasza restauracja nie zamierza się otwierać dla gości. Nie stać nas w dzisiejszych czasach na mandaty w wysokości 30tys. – odpisuje nam jeden z restauratorów
-Byliśmy zmuszeni całkowicie zawiesić nasza działalność. Niestety póki co nie mamy żadnego wsparcia od rządu, więc przyszłość naszej restauracji i ludzi w niej zatrudnionych stoą pod znakiem zapytania. Niestety każdego dnia straty rosną – mówi nam inny.
Kolejni wypowiadają się w podobnym tonie. Na razie nie planują otwarcia pomimo zakazu, chociaż dopuszczają i taką możliwość. Póki co starają się zminimalizować straty poprzez sprzedaż posiłków i wyrobów na wynos. Jeden z lokali sprzedaje drinki „na wynos” lub z dostawą do domu.
-Działamy już chyba tylko po to, żeby wszyscy wiedzieli , że jeszcze istniejemy, że nie daliśmy się. To też dla naszych pracowników, żeby nie odsyłać ich na bezrobocie. Ale ile tak pociągniemy? Miesiąc? Dwa? Każdego dnia budzimy się z nadzieją, ale kładziemy się spać zrezygnowani. Tylko nasi klienci dodają nam otuchy – mówi nam jedna z managerek lokalu z okolic Otwocka.
Na terenie powiatu otwockiego istnieje kilkadziesiąt restauracji, pubów, miejsc gdzie można się spotkać. Pytaliśmy o sytuację jeszcze w kilku, jednak albo nie spełniały warunków, by otrzymać pomoc, albo właściciele na tę „pomoc” czekają. Ale to też ostatnie chwile. Wkrótce – parafrazując pewnego polityka – wybór będzie prosty: „albo otwarcie, albo śmierć”.
Foto: Facebook – fanpage klubu Wolność
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj