Sekundy do tragedii?
Świder, skrzyżowanie Majowej z Kołłątaja. Stoję na światłach od strony „Biedronki” i chcę skręcić w lewo, w stronę Józefowa. Przede mną tylko 4 samochody. Ale czekam 3 zmiany świateł i ledwo zdążam na czwartej. Ktoś mnie przy okazji obtrąbił. Nawet nie zawracam sobie głowy tym, czy mi się należało. Skądś to znacie?
To nie bajka, ani sen-koszmarek, to codzienna rzeczywistość. Miasto, zamiast remontować dojazdy do skrzyżowania, powinno je kompletnie przebudować. Wszystko byłoby lepsze, nawet „legorondo”. Ale nie, przecież wystarczy zainstalować „sekundniki”, bo taniej i wszyscy się ucieszą. Tak bez rzetelnych pomiarów natężenia ruchu i przepustowości skrzyżowania. Da się? Jak widać – da się. No i jest taniej, i wszyscy zadowoleni… Tylko, że jest kompletnie inaczej, o czym również zasygnalizował na otwockiej grupie na Facebooku jeden z internautów, rano, 28 stycznia.
Po co sekundniki, skoro wiemy lepiej?
Odpowiedź jest prosta. Żeby ułatwić wjeżdżającym na skrzyżowanie ocenę, ile czasu zostało im do „czerwonego”, albo tym stojącym na światłach – ile czasu zostało do „zielonego”. Czy wjeżdżając na skrzyżowanie będą w stanie z niego bezpiecznie zjechać, czy w ogóle wjadą na skrzyżowanie… Dzięki temu kierowcy i piesi będą mieli mniej stresu, ruch będzie płynniejszy, wypadków mniej. Tyle teoria. Piękna. Wręcz utopijna. I jak się okazuje – w Otwocku nierealna. W praktyce wygląda to tak, że widząc sekundy pozostałe do zmiany światła na czerwone, kierowcy dają gazu, bo a nuż uda się jeszcze zdążyć. Może ten z prawej czy lewej ma spóźniony refleks i tak szybko nie ruszy (chociaż ma podobny licznik czasu i widzi, że za te kilka sekund będzie miał zielone), może wjechania na skrzyżowanie na czerwonym nikt nie zauważy, może wcale nie zablokuje zjazdu stojąc na środku przed pasami dla pieszych…. Tych „może” jest sporo, za dużo nawet, tak samo jak za dużo jest tych „niepełnosprytnych”.
Sekundniki, kierowcy i piesi…
Sam ruch pojazdów i wjeżdżanie na czerwonym to jedno, bo jak nietrudno się domyślić – ów „spryt” owocuje w zwiększeniu ilości stłuczek. Jeden myśli, że zdąży na czerwonym, drugi już ma zielone i rusza dynamicznie. No i spotykają się na środku skrzyżowania. Byłoby „dobrze”, gdyby tylko to. Ale co z pieszymi?
Poniżej trzy cytaty z dyskusji, jaką post wywołał w komentarzach:
-Kierowcy regularnie (obserwuję codziennie) przejeżdżają na czerwonym, a wtedy piesi mają już sygnał zielony na przejściu. W praktyce po zapaleniu się zielonego dla pieszych trzeba jeszcze odczekać, żeby nie zostać trafionym. – w swoim poście pisze p. Paweł.
-Tam strach przejść przez pasy a dzieci tamtędy chodzą do szkoły, nie raz idąc przez przejście na zielonym o mało nie zostałam przejechana, bo przędę mną komuś autem się śpieszyło – stwierdza p. Alicja
-Stosunek 15 s. (Majowa) do bodajże 50 s. ( Kołłątaja) to śmiech na sali, przez ulicę zdąży się przejść jedynie stojąc praktycznie przy samym przejściu . Nie mówiąc już o samochodach, których z Majowej zdąży wyjechać max 3, wcale nie dziwię się kierowcom, którzy próbują przejechać na "ciemnozielonym" – zauważa p. Kuba
Ułatwienie czy utrudnienie?
W Otwocku – ani to, ani to. Dla otwockich kierowców to po prostu wskazówka, czy jeszcze się wcisną, albo czy już „palić kapcie”. Piesi? Sami sobie winni, po co wchodzą na pasy? Inne samochody? (tu nie będziemy przytaczać najpopularniejszych „uwag” kierowanych przez kierowców w stronę innych kierowców, bo papier może nie wytrzymać)… Krótko rzecz ujmując – ktoś wpadł na „ świetny” pomysł, zapomniał tylko o przygotowaniu merytorycznym w postaci badań. A jeśli ktoś takowe czytał, to zapomniał uwzględnić pieszych i rowerzystów, o których ostatnimi laty dba się szczególnie, projektując i wykonując kilometry ścieżek rowerowych. Z przejściami i przejazdami, które nie zawsze są bezpieczne.
Fakt, badania, na które powołuje się inny internauta mają już parę lat, ale – jak pokazuje przykład otwockich skrzyżowań – nie tracą nic na aktualności.
Jedno z nich to: "Raport z badania wpływu licznika czasu zamontowanego przy sygnalizatorze na bezpieczeństwo ruchu drogowego." przygotowany przez Zarząd Dróg Miejskich w Grudziądzu i opublikowany w listopadzie 2014.
W tym badaniu znajdziemy m.in. takie słowa: "Porównanie ilości wykroczeń drogowych mających miejsce z kierunku najazdu na urządzenie pomiarowe wskazuje, że już w pierwszym miesiącu po zamontowaniu licznika znacząco wzrosła ilość pojazdów wjeżdżających na skrzyżowanie przy wyświetlanym sygnale czerwonym oraz przekraczających dopuszczalną prędkość we wszystkich badanych zakresach."
Jeśli nie sekundniki to co?
Jak sugerują internauci, jedyna rzecz, która sprawdza się w naszym mieście to ronda. Z założeniem, że w końcu kierowcy nauczą się po nich poruszać. Ale ronda są za drogie, co więc w zamian? W kilkunastu najbliższych nam miejscowościach świetnie sprawdzają się kamery rejestrujące ruch na skrzyżowaniach, a konkretniej – wjazd na nie na czerwonym. Nie jest to rozwiązanie idealne, bo pociąga za sobą stworzenie infrastruktury teleinformatycznej i wygospodarowanie środków na nadzór, ale to chyba lepszy straszak niż wizja bycia obtrąbionym lub stłuczki?
Inna rzecz, że sama regulacja czasu „zielonych” i generalnie organizacja ruchu na tym skrzyżowaniu jest irracjonalna: ok. 50 sekund zielonego dla ul. Kołłątaja w porównaniu do ok. 15 sekund dla Majowej, która po otwarciu tunelu w Świdrze i remoncie, wraz z wyremontowaną ulicą Kraszewskiego stała się małą obwodnicą Otwocka, zakrawa na kpinę. A może by tak przeanalizować raz jeszcze ruch, wyciągnąć wnioski i kompletnie przeorganizować ruch z uwzględnieniem osobnych świateł dla skręcających w lewo, zarówno z Kołłątaja w Majową, jak i z Majowej w stronę mostu na Świdrze? To też rozwiązanie zasugerowane przez internautów – którzy mają chyba więcej wyobraźni niż specjaliści-drogowcy z Otwocka.
AC
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj