Otwock – moje miasto lat dziecinnych
Oliverze, opowiedz o swoim dzieciństwie w Otwocku.
W Otwocku mogłem bez problemu chodzić do przedszkola. Wszyscy się mną opiekowali, byli bardzo mili, podobnie jak dzieci. Moja wychowawczyni, pani Agatka, pierwsza odkryła, że nie słyszę. Później zacząłem chodzić do szkoły podstawowej. Moją wychowawczynią była pani Agatka Mazek. Tam wszyscy mnie bardzo ciepło traktowali i okazali wiele zrozumienia, ponieważ dopiero co otrzymałem aparaty słuchowe i uczyłem się języka polskiego. Po szkole zawsze bawiłem się z dziećmi z osiedla. Najbardziej lubiłem grać w piłkę. W Otwocku mogłem być po prostu dzieckiem i tak bylem traktowany.
Za jakimi osobami i miejscami związanymi z Otwockiem tęsknisz najbardziej?
Najbardziej tęsknie za otwocka szkołą, za wychowawczynią panią Agatka, za niedzielnymi mszami św. u Pallotynów dla dzieci. Brakuje mi otwockich przyjaciół, cioci Agnieszki, sąsiadów. Wszyscy mnie lubili i to było odwzajemnione. Pamiętam festyny w parku, gdzie koniecznie chciałem śpiewać, choć jeszcze nie do końca potrafiłem, ale moim marzeniem było stać na scenie w muszli koncertowej. W Otwocku nie czułem leku czy zagrożenia. To był można rzec mój „ mały kraj lat dziecinnych”.
Skąd u Ciebie muzyczno-wokalna pasja?
Nie wiem skąd wzięła się u mnie muzyczna i wokalna pasja. Zwyczajnie chyba urodziłem się z tą miłością. Podobno od maleńkiego dziecka reagowałem na muzykę i ciągle chodziłem z magnetofonem przy uchu. Zacząłem śpiewać, gdy miałem 17 lat. To była jakaś ogromna wewnętrzna chęć i musiałem spróbować. Dobrze wyszło. Mama wtedy bardzo zaskoczona powiedziała: "chłopie, będą z Ciebie ludzie". (uśmiech)
Kiedy przyjeżdżasz do Polski, koncertujesz w Otwocku. Czego wyrazem są Twoje występy?
Ja bardzo kocham Otwock, bo kiedy tu mieszkałem byłem bardzo szczęśliwy. Gdy śpiewam w Otwocku dla otwocczan, mam wrażenie, ze jestem tu cały czas, ze jestem częścią tego miasta, ze nic w moim życiu się nie zmieniło. Mam wtedy poczucie bezpieczeństwa, radości i czuje ludzką sympatie. Dlatego tak bardzo, od serca chciałem zaśpiewać na gali 100-lecia Miasta Otwocka, zaśpiewać dla miasta, które jest i będzie moja miłością. Niestety, nie zgodzono się na to. Boli mnie to do dzisiaj.
W listopadzie 2016 r. zaśpiewałeś charytatywnie dla Błażeja Cymermana z Józefowa – chłopca, który uległ nieszczęśliwemu wypadkowi – to piękny gest. Co sprawiło, że przemierzyłeś setki kilometrów specjalnie dla niego?
Faktycznie przyjechałem z Niemiec i zaśpiewałem dla Błażeja. Znamy z mamą jego tatę, który po moim występie na Sesji Rady Miasta przyniósł mi do domu w podziękowaniu od Urzędu Miasta tablet. Za parę godzin wyjeżdżałem do Niemiec. Oczywiście wziąłem tablet ze sobą i mam go do dzisiaj. Wypadek Błażeja spotęgował u mnie wstrząs i postanowiłem, na ile mogę, przyczynić się do pomocy temu chłopcu, aby jak najszybciej mógł korzystać z życia, tak jak my wszyscy. Błażeja spotkała straszliwa tragedia i potrzebuje ogromnego wsparcia, by moc wrócić do normalnego życia.
Mimo niedosłuchu wiele dajesz z siebie wokalnie. Zdradzisz, jak to robisz?
Bardzo pomagają mi wysoko ustawione aparaty słuchowe, bez aparatów nic nie słyszę. Ponieważ kocham śpiew (przenoszę się wtedy w inny, dobry, przyjazny wszystkim ludziom świat), śpiewam chętnie i od serca. Inaczej nie potrafię. Często wywołuje reakcje wzruszenia u słuchających. A ja po prostu śpiewam.
Czy planujesz nas odwiedzać częściej?
W ciągu roku jestem w Otwocku od dwóch do trzech razy. Jeśli będzie to możliwe, to zawsze bardzo chętnie zaśpiewam. Pozdrawiam WSZYSTKICH OTWOCCZAN! I dodam, że mieszkańcom mojego miasta życzę, by bez względu na spojrzenie na życie, wzajemnie się szanowali. Również, aby urzędowo brano pod uwagę ludzkie wartości i potrzeby.
Marta Hoffmann/fot. Archiwum Olivera Palmera
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj